Podążając ścieżką dynamicznej ekspresji barwnych, finezyjnych opisów czytelnik dociera do miejsca, w którym ogłusza go huk wybuchających wulkanów, a jego oczy razi potężny błysk kosmicznych eksplozji. Spoglądając w niebo wśród tych ,,wstęg rozbłysków” i ,,pióropuszy ognia” dobitnie uświadamia sobie własną bezradność wobec ogromu wszechświata, budzi się w nim respekt dla rządzących całym uniwersum praw i kształtujących je tajemniczych zjawisk. I choć pociąga go ich enigmatyczny urok, to w swym lęku i poczuciu niepewności woli uciec i się ukryć. Tylko gdzie?
Najlepiej pod osłonę nocy, gdy nie widać sylwetek i cieni. Bowiem ten kamuflaż daje nadzieję
na chwilę wytchnienia od pędu współczesności, od chaosu świata. Niestety, okazuje się, że nawet
kurtyna ciemności nie odseparuje czytelnika od tego natrętnego zgiełku. Zatem nie ma możliwości,
by go uniknąć. Podobnie jak końca znanego nam świata, który prawdopodobnie niebawem
nadejdzie…
Właśnie te silne odczucia, które budzi w czytelniku zgłębianie się w stworzony przez Sosnowskiego świat, zasługują na szczególną uwagę. Jednak chciałabym również wspomnieć o kolejnym, ogromnym atucie wierszy tego tomu, mianowicie przedstawieniu globalnej katastrofy w sposób budzący nie tyle grozę, co zauroczenie i fascynację. Z jego powodu przepiękny obraz owych ,,wstęg i rozbłysków, pióropuszy ognia, szkarłatnych chmur i mgieł szafirowych” niewątpliwie na długo utkwi w mojej pamięci.